poniedziałek, 22 grudnia 2014

Z okazji Bożego Narodzenia

Cesarz Aureliusz, chcąc zjednoczyć politycznie całe cesarstwo, wprowadził w roku 274 święto ku czci syryjskiego boga słońca (natale solis invicti). Rzymska wspólnota chrześcijańska w ramach reakcji wprowadziła w to miejsce święto ku czci Chrystusa - święto narodzin "Słońca Sprawiedliwości" (Ml 3, 20) oraz "Światłości świata" (J 8, 12). Z pism kalendarzowych Furiusza Dionizego Filokalusa wiemy, że już 25 grudnia 336 roku w Rzymie świętowano Boże Narodzenie.

Dlaczego właśnie 25 grudnia?
Za dzień śmierci Jezusa przyjmujemy 14 dzień miesiąca Nisan. W naszym kalendarzu jest to 25 marca. Wedle dawnego wyobrażenia żydowskiego dzień narodzin i dzień śmierci patriarchów przypadał na ten sam dzień. W ten sposób 25 marca został uznany za dzień poczęcia Jezusa. Po dodaniu dziewięciu miesięcy otrzymujemy znaną nam datę 25 grudnia. Nawet jeśli ta hipoteza nie jest przekonująca, to niestety nie dysponujemy jednolitymi naukowymi opracowaniami w tej kwestii.

Święto to rozprzestrzeniło się bardzo szybko w niemal całym Kościele jeszcze w IV wieku. Przyczynę można widzieć w przezwyciężeniu ariańskiej herezji na soborze w Nicei (325). Święto to doskonale dało liturgiczny wyraz nicejskiemu wyznaniu wiary w Boga-Człowieka.

Co więc świętujemy?
Świętujemy fakt, że Bóg stał się człowiekiem. W ten sposób możliwy stał się kontakt między Bogiem i światem. Bóg włączył nas w relację ze swoim Synem. Po to jest właśnie Trójca Święta! Poprzez wiarę mamy udział w Miłości między Ojcem i Synem w Duchu Świętym. To jest możliwe tylko dzięki Wcieleniu!


Z okazji Bożego Narodzenia życzę wszystkim wiary,
która rodzi się ze słuchania (Rz 10, 17).
Życzę, byśmy mieli więcej czasu, by słuchać i opowiadać o wielkich rzeczach,
jakie uczynił nam Wszechmocny (Łk 1, 49).
W ten sposób niesiemy siebie nawzajem i naprawdę świętujemy Boże Narodzenie.
Wszystkim pięknych Świąt!



sobota, 6 grudnia 2014

Reforma liturgiczna - Zapytanie

Temat liturgii i jej odnowy zajmował w przedsoborowych rozważaniach bardzo poważne miejsce. Z dziewięciu tysięcy stron propozycji, które nadesłane zostały do Rzymu z całego świata, jedną czwartą zajmowały sprawy reformy liturgicznej.

Kostytucja o liturgii "Sacrosanctum Concilium", ogłoszona 4 grudnia 1963 roku była też pierwszem owocem Soboru. Za jej przyjęciem głosowało 2147 ojców, przeciwnych było jedynie czterech. Warto dodać, że nawet słynny Marcel Lefebrve głosował za przyjęciem konstytucji. Jasne jest, że wszystkim ważne były postulaty ruchu liturgicznego i konieczność przeprowadzenia reformy. 

Przed Soborem wszyscy byli zgodni, że liturgia potrzebuje reformy. I nie tylko liturgia Mszy św. (Jakże trudno znaleźć jakiekolwiek uwagi nt. reformy liturgii innych sakramentów). 
Po Soborze wielu nie godziło się na wprowadzane zmiany. Wielokroć słusznie uznawano je za zbyt radykalne lub niekonieczne a nawet niezgodne z powyższą konstytucją. 

Ale co się dzieje teraz? 
Z jednej strony mamy zaciekłych obrońców reformy, ludzi niedopuszczających jakiejkolwiek krytyki wobec dokonanych zmian. Mamy apologetów reformy: wszystko jest przecież cudownie...
Z drugiej strony mamy zaciekłych wrogów całego Soboru, którzy twierdzą, że był on owocem szatańsko-masońskich układów. To oczywiście opis skrajności. Obyśmy znajdowali się jak najdalej od owych dwóch skrajnych postaw. 

Przed Soborem wszyscy byli przekonani, że liturgia wymaga reformy. W zgodzie i jednomyślności powstała konstytucja "Sacrosanctum concilium". W roku 2007 wprowadzona zostaje jednak pewna innowacja: papież pozwala na odprawianie liturgii według ksiąg przedsoborowych, i to bez żadnych ograniczeń. 

Moje zapytanie: Jak można 50 lat po Soborze odprawiać liturgię, która już wtedy pilnie wymagała reformy, wobec czego wszyscy byli zgodni? Czy liturgia zapisana w przedsoborowych księgach już nie woła o reformę? Czy konstytucja "Sacrosanctum concilium" nie jest także dziś aktualnym wezwaniem do reformy liturgicznej, tym razem tej w nadzwyczajnej formie? 

Być może niektóre zmiany w liturgii po Soborze były błędne, zbyt daleko idące i po prostu złe, ale to na pewno nie znaczy, że liturgia w nadzwyczajnej formie ma pozostać nienaruszona i niezmienna. To byłoby zaprzeczeniem istoty i natury liturgii katolickiej.